4. Niedziela Pasyjna – Laetare
Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, który pociesza nas we wszelkim utrapieniu naszym, abyśmy tych, którzy są w jakimkolwiek utrapieniu, pocieszać mogli taką pociechą, jaką nas samych Bóg pociesza.
Bo, jak liczne są cierpienia Chrystusowe wśród nas, tak też i przez Chrystusa obficie spływa na nas pociecha. Jeśli tedy utrapienie nas spotyka, jest to dla waszego pocieszenia i zbawienia; jeśli zaś pocieszenie, jest to ku waszemu pocieszeniu, którego doświadczacie, gdy w cierpliwości znosicie te same cierpienia, które i my znosimy.
A nadzieja nasza co do was jest mocna, gdyż wiemy, że jako w cierpieniach udział macie, tak i w pociesze.2 Kor 1, 3 – 7;
Od ponad miesiąca żyjemy w rzeczywistości, która sprawia, iż dzisiejszy tekst kazalny jest niezwykle aktualny. Jest, jak gdyby, napisany z myślą o wydarzeniach, których świadkami jesteśmy i które każdy z nas mocno przeżywa.
Wojna! To pojęcie nie jest nam obce. Ja będąc dzieckiem wojnę postrzegałem jako wspaniałą przygodę, o której będę mógł kiedyś opowiadać wnukom. Taka była moja pierwsza myśl owego 13 grudnia 1981 roku, gdy rodzice z Wolnej Europy dowiedzieli się, że u nas jest wojna. Ale wtedy byłem dzieckiem. Skąd taka myśl pojawiła się w mojej głowie? Bo kiedyś wojna, to był słynny czołg albo oficer polskiego wywiadu, który zawsze wykiwał wroga. Z czasem dorosłem, spoważniałem i wojnę zacząłem postrzegać zupełnie inaczej. Zrozumiałem, że wojna to cierpienie i łzy, to zabici ludzie, to osierocone i płaczące dzieci, to uciekający przed najeźdźcą ludzie. Skąd ta zmiana opinii o wojnie? Z relacji ludzkich. Zarówno tych, którzy walczyli jako obrońcy, ale i tych, którzy byli najeźdźcami. Jedni i drudzy po latach w tym byli zgodni: Wojna to jest straszna rzecz.
W ostatnich latach często słyszałem o wojnie. Ale ona była daleko: Bałkany, Afryka, Bliski Wschód. Miejsca na tyle odległe, że tamte działania wojenne, pomimo całej świadomości ich okrucieństwa, były raczej jak film. W przypływie współczucia wysłałem SMS o treści POMAGAM. Wpłaciłem jakiś datek na organizację humanitarną, bo tak trzeba. Jestem chrześcijaninem i powinienem pomagać. Ale, muszę to przyznać, bez jakiegoś większego zaangażowania.
I nagle ten cały mój wygodny świat zaczął się zmieniać. Do sąsiedniego kraju weszły obce wojska. Media w jednej chwili zapomniały o wszystkim innym, a zawłaszcza o pandemii, którą żyły od tak długiego czasu. I można by powiedzieć: Wreszcie znaleźli inny temat. Człowiek odpocznie od wszystkich wariantów wiadomego wirusa. Ale po chwili przyszła refleksja: To nie jest tylko temat, którym będą przez jakiś czas żyć media. Niecałe trzysta kilometrów od mojego domu jest granica napadniętego państwa. I znów pierwszy odruch, ale już nie SMS o treści POMAGAM, tylko aktywna pomoc. Zapas mydeł i innych środków czystości pakuję do siatek i niosę do punktu zbiórki. Tam na razie gromadzą dary. Jeszcze nikt nie wie, co będzie się działo, jakie będą potrzeby. Zostawiam dary razem z małą kartką, na której umieszczam informację: ile i na jak długo mogę przyjąć do siebie, do domu parafialnego, uchodźców. Nie jest to łatwa decyzja, bo wyrażam gotowość do przyjęcia pod swój dach ludzi, o których nic nie wiem. Tym bardziej, że może to być długoterminowe mieszkanie. To już nie SMS, czy siatka zgromadzonych środków czystości. To odpowiedzialność za los ludzi, których Pan Bóg postawi na mojej drodze. To konieczność wzięcia na siebie odpowiedzialności za obcych ludzi.
Czytając dzisiejszy tekst kazalny widać w nim pewną niezwykłą więź. Relacje pomiędzy Apostołem Pawłem a Koryntianami były przecież różne. Jedne serdeczne a inne chłodne. Zdarzały się nawet przejawy wrogości niektórych zborowników wobec Apostoła. Niemniej na problemy i cierpienia Pawła nie pozostali obojętni. Myśleli o nim, martwili się, współczuli i próbowali coś zrobić. Myślę, że tę więź, jaka była pomiędzy Pawłem a Koryntianami, można odnieść do obecnej sytuacji. Może i my odczuwamy podobną więź z siostrami i braćmi zza wschodniej granicy? Choć dotychczas cechowały nas podobne, jak w przypadku Koryntian i Pawła, relacje.
W Bożym planie nic nie dzieje się bez przyczyny, czy jakiegoś głębokiego znaczenia. Może pytamy dziś Pana Boga, dlaczego dopuścił do takich zdarzeń? Dlaczego pozwolił na śmierci niewinnych dzieci. Dlaczego tak wiele ludzi w obawie o swoje życie musi opuszczać swoje domu. Dlaczego jest tyle zła i cierpienia. Nie wiem, czy ktoś potrafi odpowiedzieć na te pytania? Ja nie jestem w stanie i nawet nie próbuję. Zamiast tracić czas na poszukiwanie odpowiedzi o przyczyny i sens, pytam Boga o to co mogę zrobić, jak pomóc.
Może receptą na przeżywaną przez nas codzienność będą pierwsze słowa Drugiego Listu Apostoła Pawła do Koryntian. Autor błogosławi Boże imię. Czyni tak pomimo tego, że jest dotknięty cierpieniem. Nie wadzi się z Bogiem. Nie stawia przed Nim wielkich pytań. W sposób niemal naturalny przechodzi, nad swym cierpieniem, do porządku dziennego. Dlaczego tak postępuje? Bo jego osobiste cierpienie, którego nie ukrywa, ma za cel coś pokazać czytelnikom. Koryntianie są z nim w jego trudach, troskach i cierpieniu. Znają je i współczują Apostołowi widząc jak wiele przeciwności musi on przeżyć. Jego problemy uwrażliwiają ich.
I tak może być w dzisiejszych czasach z każdym z nas. Jesteśmy świadkami cierpienia naszych braci zza wschodniej granicy. Składamy, w tych niezwykłych okolicznościach, świadectwo wiary wobec całego świata. Otwieramy domy i serca dla uciekających przed wojną. Słowem czynimy to, co zalecał Izraelitom prorok Izajasz w 58 rozdziale swej księgi pisząc o prawdziwym, podobającym się Bogu poście. Lecz to jest post, w którym mam upodobanie: że się rozwiązuje bezprawne więzy, że się zrywa powrozy jarzma, wypuszcza na wolność uciśnionych i łamie wszelkie jarzmo, że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza poranna i twoje uzdrowienie rychło nastąpi; twoja sprawiedliwość pójdzie przed tobą, a chwała Pańska będzie twoją tylną strażą. Iz 58,6-8
Jako Kościół, jako społeczeństwo zdajemy dziś niewiarygodnie trudny egzamin z naszego człowieczeństwa. Jesteśmy dopiero na początku tego sprawdzianu. Przed nami tygodnie a może i miesiące, kiedy będziemy zobowiązani kontynuować pomoc. Słowem, jak pisał Apostoł Paweł problemy naszych braci stają się naszymi problemami, a ich cierpienie staje się i naszym cierpieniem.
A nasz wysiłek będzie o tyle skuteczniejszy, kiedy inspirację do działania będziemy czerpać z Biblii. Wtedy mamy szanse zdać egzamin z naszego człowieczeństwa na ocenę celującą. Amen.
ks. Wojciech Rudkowski